Andrzej Bargiel po K2 zabrał nas na kopce dwa
Andrzej Bargiel został ambasadorem Fundacji Sportowcy Dzieciom i od razu wziął się za najmłodszych. Razem z liczną grupą dzieci z Zespołu Szkół w Stanisławicach udał się na ich pierwsze... K2 czyli na zdobywanie najwyższych krakowskich szczytów: Kopca Piłsudskiego i Kopca Kościuszki.
Ponad dwugodzinna wyprawa była dla młodzieży wspaniałą okazją do przekonania się, że sport i pasja to nie tylko przyjemność i sukcesy, ale przede wszystkim ciężka praca i rozwój intelektualny. Na licznych postojach Andrzej ciekawie i wyczerpująco odpowiadał nam na wszystkie pytania. Pytaliśmy dosłownie o wszystko: - co robił w dzieciństwie? - czy się boi? - jak rozpoznaje granice ryzyka? - czy tam jest zimno? - gdzie nauczył się jeździć na nartach? - jak trenuje? - czy ma idoli? - co jest bardziej strome, kopiec Kościuszki czy K2? - o czym marzy i co będzie robił na starość? - jaki ma samochód? - itd.
- Mam dziesięcioro rodzeństwa. Potrafię więc się opiekować dziećmi i odpowiadać na ich wszystkie pytania - relacjonował wyprawę z najmłodszymi Andrzej Bargiel. - W dzieciństwie się buntowałem, bo szukałem swojego miejsca. Chciałem trenować, uprawiać różne sporty: piłkę nożną, jazdę na rowerze, na nartach. Mój tata sport negował. Uważał, że to jakaś moja fanaberia. Nic ze sportu nie będziesz miał i można sobie coś zrobić, mówił. Nawet jak wróciłem z K2 to tata nic nie powiedział tylko kazał mi jechać traktorem zwozić siano z pola. Mamie, która nieraz zamówi za mnie mszę, staram się nie opowiadać o swoich planach. Za bardzo się stresuje. Gdybym jej powiedział, że za rok planuję kolejny zjazd zamartwiałaby się przez ten cały czas. Oczywiście, że się boję. Strach to bardzo zdrowe uczucie.
Takie oraz wiele innych opowieści i odpowiedzi Andrzeja Bargiela robiły na dzieciach duże wrażenie. Jeszcze większe na ich opiekunach i nauczycielach. Wyprawę zakończyła sesja zdjęciowa. Każdy uczestnik chciał też mieć autograf himalaisty. Niektórzy najmłodsi przyznali nawet, że na kolejną wycieczkę w góry - ale takie prawdziwe, nie takie małe jak w Krakowie, najlepiej w Gorce albo nawet w Tatry - namówią rodziców.